Rozdział 4
20:10
*31.01.2015 Innsburck
-Gregor?-Nic. Zero reakcji.-Gregor!-dalej nic-Gregor do cholery! Twój syn właśnie chce na świat przyjść a ty śpisz sobie w najlepsze!-krzyknęłam, a ten od razu wstał. Pomógł mi się ubrać, wziął torbę z szafy i łamiąc chyba wszystkie przepisy zawiózł mnie do szpitala.
*Gregor
Po przyjechaniu na porodówkę, pielęgniarka zabrała Cysie na sale, a ja zostałam w poczekalni, zadzwoniłem do rodziców i Thomasa i powiedziałem im że Marcelina właśnie rodzi. Moi rodzice powinni zaraz tu być, a Thomas powiedział że będzie najszybciej jak to tylko możliwe. Po chwili na korytarz wyszła pielęgniarka i pozwoliła mi wejść na salę.
*12 godzin później.
-Gratuluję, mają państwo zdrowego synka.- powiedział lekarz podając Merci małego.- Chcę pan przeciąć pępowinę?- zwrócił się do mnie, podał mi nożyczki, a ja zrobiłem to co miałem.
-Ma twoje oczy.- powiedziałem, a Cysia uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłem jej uśmiech i pocałowałem ją. Jestem tak cholernie szczęśliwy.-Cześć mały. To ja twój tatuś. Kocham Cię i twoją mamusię strasznie mocno.- powiedziałem i ucałowałem małego w główkę. Po chwili pielęgniarka wzięła małego, a ja musiałem wyjść. Na korytarzu czekali już moi rodzice, rodzeństwo oraz chłopacy, których pewnie powiadomił Thomas. Wszyscy zaczęli mi gratulować i ściskać, a ja się tylko uśmiechałem. Po chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni i postanowiłem napisać do Stocha, bądź co bądź to brat Cysi i nawet jeśli ona mnie za to później zabije to trudno.
-Gregor?-Nic. Zero reakcji.-Gregor!-dalej nic-Gregor do cholery! Twój syn właśnie chce na świat przyjść a ty śpisz sobie w najlepsze!-krzyknęłam, a ten od razu wstał. Pomógł mi się ubrać, wziął torbę z szafy i łamiąc chyba wszystkie przepisy zawiózł mnie do szpitala.
*Gregor
Po przyjechaniu na porodówkę, pielęgniarka zabrała Cysie na sale, a ja zostałam w poczekalni, zadzwoniłem do rodziców i Thomasa i powiedziałem im że Marcelina właśnie rodzi. Moi rodzice powinni zaraz tu być, a Thomas powiedział że będzie najszybciej jak to tylko możliwe. Po chwili na korytarz wyszła pielęgniarka i pozwoliła mi wejść na salę.
*12 godzin później.
-Gratuluję, mają państwo zdrowego synka.- powiedział lekarz podając Merci małego.- Chcę pan przeciąć pępowinę?- zwrócił się do mnie, podał mi nożyczki, a ja zrobiłem to co miałem.
-Ma twoje oczy.- powiedziałem, a Cysia uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłem jej uśmiech i pocałowałem ją. Jestem tak cholernie szczęśliwy.-Cześć mały. To ja twój tatuś. Kocham Cię i twoją mamusię strasznie mocno.- powiedziałem i ucałowałem małego w główkę. Po chwili pielęgniarka wzięła małego, a ja musiałem wyjść. Na korytarzu czekali już moi rodzice, rodzeństwo oraz chłopacy, których pewnie powiadomił Thomas. Wszyscy zaczęli mi gratulować i ściskać, a ja się tylko uśmiechałem. Po chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni i postanowiłem napisać do Stocha, bądź co bądź to brat Cysi i nawet jeśli ona mnie za to później zabije to trudno.
"Właśnie zostałeś wujkiem. Marcelina urodziła zdrowego chłopczyka. Czują się dobrze."
Kliknąłem wyślij i schowałem telefon do kieszeni. Po około 10 minutach Marcelina została przewieziona na salę i można było do niej wejść.
-Wiecie już jak go nazwiecie?-zapytała moja mama. Cysia spojrzała na mnie, a ja się uśmiechnąłem i pokiwałem głową na "tak".
-Thomas Kamil.- powiedziała, a ja spojrzałem na Morgiego, u którego nagle pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
-Cysia, ale mogę być chrzestnym nie?-zapytał Kraft.
-Co? Nie! Ja będę chrzestnym!- odezwał się mój brat.
-Nie, bo ja!- Michi.
-Ja nim będę, co nie Cysia?-Fettner. I tak zaczęła się kłótnia kto będzie chrzestnym naszego synka.
-Czy jak Lili się urodziła też to wyglądało?-zapytała Cysia Morgiego.
-Uwierz, było gorzej.-powiedział, a Cysia się zaśmiała- Gregor chodził za mną przez tydzień i się mnie o to pytał.
-Ej! Nie prawda!-zaprzeczyłem szybko.- To były tylko 2 dni!-dodałem, a Marcelina się zaśmiała.
-Thomas? Chcielibyśmy Cię z Gregorem o coś poprosić.
-Wiesz tak sobie pomyśleliśmy, że może chciałbyś zostać chrzestnym małego?- zapytałem, a Thomas spojrzał na mnie jak na debila.-Thomas?-powiedziałem, a blondyn się uśmiechnął.
-Z największą przyjemnością.
-Hej! To ja miałem być chrzestnym.- z kąta pokoju można było usłyszeć głos Krafta.
-Nie obraź się Stefan, ale jednak wolę kogoś bardziej odpowiedzialnego do tej roli.
-Przecież jestem odpowiedzialny!
-Stary, raz jak wracaliśmy z zawodów zostawiłeś narty w hotelu. To jest odpowiedzialność?-powiedział Michi, a wszyscy się zaśmiali. Po 2 godzinach wszyscy zaczęli się już zbierać. Posiedziałem z Merci i małym do rana, dopiero kiedy przyszła moja mama, pojechałem do domu się przespać i wziąć prysznic. Bez owijania w bawełnę mogę powiedzieć że jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Mam cudowną narzeczoną i pięknego synka. Czego chcieć więcej?
*****Dominika Xx*****
Snap: bvbborussen11
Insta: half_a_heart_11
Twitter: polgerangel
2 komentarze
Świetne opowiadanie :* nie moge się doczekać nowego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńHalo jesteś tam jeszcze? Mam nadziejeże wrócisz z dalszym ciągiem.
OdpowiedzUsuń